25 maja przypada 89. rocznica urodzin Profesor Krystyny Kersten, mojej Mistrzyni. Na seminarium w Szkole Nauk Społecznych przy IFiS PAN dyskutowaliśmy między innymi o społecznych aspektach transformacji ustrojowej po 1944/45 r. — o dezintegracji społeczeństwa, awansie bądź degradacji wielkich grup społecznych, przemianach w sferze świadomości, postaw i zachowań według triady akceptacja — opór — przystosowanie. Zastanawialiśmy się nad czynnikami silnej polaryzacji poglądów, a także nad zagrożeniami związanymi z przyjęciem za swoją jednej optyki przy zanegowaniu wszelkiej wartości nastawień odmiennych.
W przedmowie do Narodzin systemu władzy. Polska 1943—1948 Krystyna Kersten pisała:
”Mogę powiedzieć jedno: moja własna biografia zawiera okres gorących zaangażowań, z których między innymi wyciągnęłam jeden wniosek: gorące zaangażowanie stawia w życiu wobec sytuacji, w których ludzie, nic o tym jeszcze nie wiedząc, podają – jak pisał Konrad Lorenz – diabłu mały paluszek. Czynią to tym łacniej, gdy nie ogarniają myślą bliskich i dalekich konsekwencji swych poczynań opartych na emocjach i niedostatecznie kontrolowanych rozumem. Skrajność sądów, jednoznaczność ocen, manichejski podział na złych i dobrych, na NAS i ONYCH, w ekstremalnym natężeniu nietolerancja, fanatyzm, monopol na rację i moralną chwalebność stanowią potencjalne zagrożenie dla wyznawców prawd i wartości uznawanych za jedyne i wartościowanych jako “jedynie słuszne”.
Powiadam przeto: zaangażowanie – tak, wszelako pod warunkiem że pozostaje ono nieustająco pod kontrolą rozumu i wartości humanistycznych. Kiedy rozpalone emocje poczynają wypierać chłód intelektu, a miłość do “swoich” i nienawiść do “obcych” ogranicza neutralną, zimną, racjonalną analizę, zapala się dla mnie czerwone światło: uwaga, niebezpieczeństwo. “Jedynie słuszne prawdy” rodzą najczęściej polowania na czarownice, ślepotę na inne niż własna racje, blokowanie niewygodnych informacji, negację odmiennych od naszego porządków normatywnych. Stwierdzam to po przejściu – w latach zetempowskiej młodości – totalitarnej dżumy, która sprawiła, że szczególnie uczulona jestem na jej zarazki. Wiem bowiem, że te zarazki, między innymi w postaci “prawd jedynie słusznych” i organizowanych przez te prawdy emocji, czają się podstępnie, nawet kiedy się broni najpiękniejszych spraw.
Na myśl przychodzi zakończenie książki Camusa: dr Rieux, przeżywszy zarazę, wiedział, że “bakcyl dżumy nigdy nie umiera i nie znika, że może przez dziesiątki lat pozostawać uśpiony [.], że nadejdzie być może dzień, kiedy na nieszczęście ludzi i dla ich nauki dżuma obudzi swoje szczury i pośle je, by umierały w szczęśliwym mieście”. [Po pięciu latach, przedmowa do “naziemnego” wydania Narodzin systemu władzy z 1990 r.; wyd. 2018 s. 14-15. Przypominam przy okazji, że dzięki wznowieniu sprzed dwóch lat ta zachowująca wciąż aktualność monografia stała się bardziej dostępna dla historyków i miłośników historii].
Beata Bińko