Krystyn Matwijowski
Krystyn Matwijowski – polski historyk specjalizujący się w historii nowożytnej, autor wielu publikacji, w tym monografii śląskich miast, członek Polskiej Akademii Umiejętności w Krakowie.
11 stycznia 1983 r. zmarł w Warszawie wybitny znawca dziejów XVII-wiecznej Rzeczypospolitej i historii państw skandynawskich, profesor zwyczajny Uniwersytetu im. M.C. Skłodowskiej w Lublinie Adam Kersten.
W rocznicę śmierci warto przypomnieć sylwetkę tego człowieka, uczonego i działacza społecznego. Urodził się 26 IV 1930 r. w Kutnie w rodzinie inteligenckiej. Ojciec jego był księgowym. Dziecięce lata spędził w rodzinnym mieście. Wojna rzuciła go do Warszawy i tu począł uczęszczać na komplety gimnazjalne. Przeżył ją dzięki aryjskim papierom. Maturę złożył w 1948 r. w Łodzi. Za radą matki, która obawiała się o jego przyszłość, zdobył zawód drukarza (miała ta umiejętność przydać mu się dopiero po latach) i dopiero wówczas podjął studia na Uniwersytecie Warszawskim. Wybrał historię.
Na starszych latach poprosił prof. M. Małowista o przyjęcie na seminarium. Często opowiadał, że była to twarda szkoła. Profesor był człowiekiem bardzo wymagającym, ale to nie odstraszało od niego młodych, zdolnych ludzi. Na seminarium nie można więc było narzekać na brak konkurencji, co czyniło je jeszcze bardziej atrakcyjnym. W trakcie studiów, ze względu na sytuację materialną, musiał pracować. Znajdował jeszcze czas na działalność społeczną (w organizacjach społecznych i w partii). W 1952 r. uzyskał magisterium. Później przyszła aspirantura, zakończona pracą kandydacką napisaną pod kierunkiem prof. S. Arnolda pt. „Chłopi polscy w walce z najazdem szwedzkim” i wreszcie związanie na stałe z uniwersytetem lubelskim, gdzie w 1960 r. habilitował się, a później w odstępach 7-letnich został profesorem nadzwyczajnym i zwyczajnym.
Pierwszy raz spotkałem się z Profesorem Kerstenem przed 25 laty na Powszechnym Zjeździe Historyków Polskich w Krakowie. Byłem wówczas studentem III r. historii. Na zjazd jechałem przede wszystkim, aby zobaczyć ludzi, którzy nadawali ton w badaniach nad XVII i XVIII w. Znanych mi tylko z książek. Z całego jednak zjazdu, oprócz wielkiego podziwu dla erudycji wielu jej uczestników, zapamiętałem przede wszystkim A. Kerstena. Nie miał on żadnego referatu, należał bowiem do grupy, którą zwykło się nazywać „młodzieżą historyczną”. Zabierał jednak głos w dyskusji na kilku posiedzeniach. Ale jakie to były wystąpienia. Z takimi rzadko się dotychczas spotykałem. Były przepojone jakąś wewnętrzną pasją i żarem, a jakże przy tym były zadziorne. Nie istniały dla niego autorytety, choć równocześnie widać było szacunek dla każdego; i referenta, i dyskutanta.
Stał z boku, zwrócony twarzą do sali i do stołu prezydialnego, ze swoją nieodłączną fajeczką, i swobodnie mówił, bez żadnej wydawało się tremy, a też ją musiał przeżywać. Nie miał ani gotowego tekstu, ani przygotowanych notatek, ale czuło się, że żadne słowo nie zostało rzucone na wiatr, lecz było owocem głębokich przemyśleń. Świeżo właśnie powrócił ze stażu naukowego w Szwecji i wskazywał na przebogate materiały, jakie tam oczekiwały na polskich badaczy. Dziś całego wystąpienia nie jestem w stanie odtworzyć, gdyż do wydanych po zjeździe materiałów nadesłał tylko swój głos w dyskusji nad referatem prof. Herbsta. Treść tego wystąpienia jest też bardzo charakterystyczna. Upominał się w nim, by w trakcie badań nad kształtowaniem się świadomości narodowej objąć także chłopów. Wskazywał przy tym na materiały, które mogą być pomocne do odtwarzania tego rodzaju zjawisk.
W tym głosie dostrzegam dwie cechy profesora Kerstena. Pierwsza — to zafascynowanie problematyką społeczną. Wychodząc z przesłanek metodologii marksistowskiej, skoro brał już na warsztat ruchy chłopskie, to czynił to z pełnym zaangażowaniem, nie krył, że i całe serce ulokował w tę pracę. Jakże wymowne są liczne, bardzo osobiste wstępy do publikowanych prac, w których wyraźnie deklarował swoje sympatie, co równocześnie nie przeszkadzało mu być obiektywnym. Takim też był w życiu codziennym [- – – -] [Ustawa o kontroli publikacji i widowisk z 31 VII 1981 r. art. 2, pkt 3 i 6 (Dz.U. nr 20, poz. 99, zm. 1983 Dz.U. nr 44, poz. 204)].
Drugą jego cechą była wielka pomysłowość. Był chodzącą kopalnią projektów badawczych. Nie były one, o tak sobie, wydumane w zaciszu profesorskiego gabinetu, lecz oparte o głęboką znajomość epoki. Mogliby na pewno najwięcej na ten temat powiedzieć Jego uczniowie i współpracownicy, ale znalazły one przecież także swoje odbicie na stronach czasopism naukowych i w trakcie różnych konferencji. Przykładowo tylko wskażę na jego artykuł W sprawie badań nad początkami prasy polskiej („Kwartalnik Historyczny” 1963, nr 1) oraz referat na sympozjum poświęconym magnaterii polskiej na Zjeździe Historyków Polskich w Toruniu — Warstwa magnacka — kryterium przynależności (Toruń 1974), który pogłębiony został na ostatnim spotkaniu Komisji Historii Nowożytnej ZG PTH. Nakreślił wówczas cały plan badań nad rolą i dziejami polskiej magnaterii.
Należał profesor Kersten do tej grupy uczonych, którzy obowiązki swoje traktowali bardzo szeroko. Oprócz pracy naukowej i działalności dydaktycznej uważał za swoją powinność oddziaływanie na środowisko. Stąd udział jego w szeregu konferencji regionalnych (np. poświęconej przeszłości ziemi łukowskiej) i różnych przedsięwzięciach wydawniczych (np. Dzieje Lublina), w których opracował czasy „potopu”). Dostrzegał jednak, że w tym zakresie rola uniwersytetów i wielu środowisk naukowych jest dalece niewystarczająca i dlatego chwytał za pióro, gdyż milczeć nie potrafił i dzielił się swoimi spostrzeżeniami i propozycjami. Za ilustrację niech posłużą artykuły: W poszukiwaniu koncepcji uniwersytetu („Nowe Drogi” 1964, nr 12), napisany wspólnie z żoną Krystyną O popularyzacji historii — nieco szerzej („Kwartalnik Historyczny” 1960, nr 1) czy o Edukacji historycznej w „Polityce”.
Adam Kersten był jednak przede wszystkim uczonym. Wspomniałem już, że zainteresowania jego skupiły się głównie wokół czasów „potopu”. W tym wyborze dostrzegam bunt młodego człowieka, który przekonał się, że Sienkiewiczowska wizja XVII w., tak świetnie nakreślona w Trylogii, daleka była od rzeczywistości. I ta chęć walki z „ciśnieniem” tradycji, od której i on sam nie był wolny, sprawiła, że zajął się problematyką społeczną. Pierwszą drukowaną pracą było wprawdzie wystąpienie na I Konferencji Metodologicznej Historyków Polskich w Otwocku, co przy starcie jest raczej rzeczą niezwykłą, ale następne wydanie recenzje i miscellanea źródłowe poświęcone są już tej problematyce. Nie muszę podkreślać, że wspomniane recenzje miały krytyczny charakter i często zawierały bardzo dojrzałe sądy. W jednej z nich pisał:
Zadanie historyka nie może się ograniczać do ustalenia nowych faktów, do wprowadzenia w obieg nieznanych materiałów źródłowych. Dla całkowitego zrozumienia procesu dziejowego konieczna jest gruntowna analiza wydarzeń i wyciągnięcie z niej pewnych wniosków ogólnych.
Po kilku latach myśl tę starał się rozwinąć:
Wydaje mi się, że w tematach nawet najbardziej aktualnych społecznie i politycznie historyk może zachować „szkiełko i oko”, może zdobyć się na bardzo dużą dozę obiektywizmu. Mamy już tego przykłady w naszej historiografii. Pisać bez względu na to, czy to się będzie podobać moim przyjaciołom czy moim przeciwnikom, a nawet mnie samemu, pisać to, co w moim przekonaniu maksymalnie zbliża się do odtworzenia istniejącej kiedyś rzeczywistości — to zadanie badacza.
Tym dewizom starał się być wierny w każdej swojej pracy.
Wkrótce po debiucie przyszły prace, które świadczyły, że XVII stulecie zyskało nie tylko nowego miłośnika, ale w pełni ukształtowanego, świetnego znawcę. Mam na myśli studium Rola i udział mas ludowych w walce z najazdem szwedzkim (Polska w okresie II wojny północnej, Warszawa 1957) a potem pracę monograficzną Chłopi polscy w walce z najazdem szwedzkim (Warszawa 1958).
Pozostając przy interesującej go epoce z kolei Adam Kersten zajął się drugim kontrowersyjnym problemem, wokół którego w latach pięćdziesiątych, po ukazaniu się pracy O. Górki, rozgorzała istna wojna — legendą obrony Częstochowy w czasach najazdu szwedzkiego. Zamysł ten zakończył się wydaniem studium o Nowej Gigantomachii ks. Kordeckiego (Pierwszy opis obrony Jasnej Góry w 1655 r., Warszawa 1959. Na podstawie tej pracy habilitował się.
Można nie zgodzić się z niektórymi sądami zawartymi w tej pracy, ale nie sposób nie wyrazić szczerego podziwu dla olbrzymiej erudycji jej autora i umiejętności wręcz perfekcyjnej, krytycznej analizy tekstu. W badaniach nad tym epizodem w dziejach wojny polsko-szwedzkiej nad ustaleniami A. Kerstena nikt nie będzie mógł przejść do porządku dziennego.
Prawdziwym wydarzeniem w badaniach nad XVII w. było ukazanie się biografii Stefana Czarneckiego (Warszawa 1963 — 60 arkuszy!). W recenzjach podkreślano fantastyczną podstawę źródłową pracy. Była to istotna „koronkowa robota”. Przekazów bezpośrednich mówiących o bohaterze nie było zbyt wiele i dlatego trzeba było przeprowadzić olbrzymią, niezwykle żmudną kwerendę archiwalną, by wyłowić możliwie jak największą ilość, choćby najdrobniejszych wzmianek. W toczącej się na łamach „Kwartalnika Historycznego” w r. 1964 dyskusji na temat polskiej biografistyki tak pisał J. Jedlicki o omawianej pracy:
Mamy przed sobą niewątpliwie dzieło wybitne, pracę, która reprezentuje warsztat heurystyczny i krytyczny na poziomie doskonałym, która jest przy tym bardzo dobrze skomponowana i napisana. Myślę (przyznaję się szczerze, i z niejaką zazdrością), że nieczęsto osiąga się w wieku autora tak duże doświadczenie naukowe, dojrzałą świadomość badacza.
Na jedną jeszcze myśl J. Jedlickiego, a także zawartą w recenzji W. Czaplińskiego, warto zwrócić uwage. Autor był świadomy nacisków, które przy pisaniu tej biografii na niego oddziaływały: „z jednej strony wpływu legendy, a z drugiej chęci odbrązawiania”. Obaj historycy zgodnie stwierdzają, że z tej próby wyszedł on obronną ręką. Każdy sąd starał się bardzo dokładnie wyważyć, by jednego schematu nie zastąpić drugim. Powstała w ten sposób praca, która zajęła trwałe miejsce w polskiej historiografii. Nie tajmy w tym miejscu i uwag krytycznych, które na jej temat padły. Nie życzyłby sobie tego, gdyby żył A. Kersten. Recenzenci podnosili, że autor czasami zbyt drobiazgowo przedstawiał życie i działalność Czarnieckiego, skupiając się drobnych szczegółach. Z obroną wystąpił wówczas prof. S. Kieniewicz, który zauważył:
… że ktoś kiedyś powinien ustalić zasadnicze fakty; niech później inni snują na ich temat wariacje. Idzie o to, by popularyzatorzy nie opierali swoich opowiadań na faktach niesprawdzonych i na legendach. Temu właśnie powinna kłaść tamę solidna monografia naukowa.
Nie wszyscy niestety zastosowali się i stosują do tej cennej wskazówki prof. Kieniewicza. Chciałbym wreszcie podkreślić, że praca ta dla wielu historyków jest świetnym przewodnikiem po licznych materiałach źródłowych.
Skoro tyle miejsca poświęciliśmy sprawom warsztatowym, nie sposób pominąć pracy Na tropach Kostki Napierskiego, w której odsłonięta jest „cała kuchnia” historyka. Każdy czytelnik z żywym zainteresowania śledzi kroki „detektywa Kerstena” i jego sposób dochodzenia do hipotez i ustaleń. Książka ta zburzyła większość tez lansowanych przez powojenną historiografię i równocześnie zarysowała nowy obraz powstania pod wodzą Kostki-Napierskiego, nie tyle jako ruchu antyfeudalnego, co przedsięwzięcia o charakterze agenturalnym, który potrafił świetnie wykorzystać antyszlacheckie nastroje. Sama postać tytułowego bohatera też przedstawiona została w innym świetle.
Zainteresowanie II wojną północną, bliższe poznanie źródeł i literatury szwedzkiej skłoniły zapewne Kerstena do zajęcia się dziejami naszego sąsiada zza Morza Bałtyckiego. Tak narodziła się Historia Szwecji (1973). Pewnym przygotowaniem do niej była napisana wspólnie z J. Maciszewskim Historia powszechna 1648—1789 (1971). Obie książki wypełniły dotkliwą lukę odczuwaną nie tylko przez studentów historii (w pierwszym przypadku mieliśmy tylko do dyspozycji tłumaczenie pracy I. Anderssona a w drugim podręczniki radzieckie). Nie był to jedyny walor. Wyróżniały się one jasnością wykładu i pewną nowoczesnością ujęcia.
Nie sposób w krótkim artykule zwrócić uwagę na wszystkie ważniejsze prace, ale wspomnieć należy o jego wysiłku edytorskim, który nie zawsze jest doceniany (np. w bibliotece klasyków historiografii W. Czermaka Ostatnie lata Jana Kazimierza czy współudział w Die gelehrte Welt).
Chciałbym zasygnalizować wreszcie żywą współpracę prof. Kerstena z wrocławskim ośrodkiem historycznym. Jej geneza tkwiła w wielkiej przyjaźni, która łączyła go ze zmarłym niedawno prof. Władysławem Czaplińskim. Na pierwszy rzut oka mogła ona wydawać się dziwna. Z jednej strony ateusz, a z drugiej człowiek głęboko wierzący. Obu przeniknęła widać ta tolerancja, z której słynęła ich umiłowana Rzeczpospolita szlachecka. Recenzowali swoje i swoich uczniów prace, nigdy nie stosując taryfy ulgowej. Tak bowiem pojmowali przyjaźń. Uczestniczyli w seminariach odbywających się we Wrocławiu i w Lublinie. Przyjaźnią tą objęci zostali współpracownicy i uczniowie obu Profesorów.
Źródło: Tygodnik Powszechny, 1984, nr 8 (1808).